Kultura (z łac. colere = "uprawa, dbać, pielęgnować, kształcenie") – termin ten jest wieloznaczny, pochodzi od łac. cultus agri ("uprawa roli"), interpretuje się go w wieloraki sposób przez przedstawicieli różnych nauk. Kulturę można określić jako ogół wytworów ludzi, zarówno materialnych, jak i niematerialnych: duchowych, symbolicznych (takich jak wzory myślenia i zachowania). źródło: Wikipedia
Poniższy tekst pochodzi z portalu T Mobile Music.
Jarosław Szubrycht 3 XI 2012
SZUBRYCHT SZUMI: Underground
Jeśli kot na śniadanie, to na kolację death metal.
Skończyłem czytać "Jaskinię hałasu", czyli Wojtka Lisa i Tomka
Godlewskiego opowieść o pierwszych, formacyjnych latach polskiego
metalowego undergroundu. Nie jest idealna – sporo w niej niepotrzebnych
powtórzeń, niemało błędów redakcyjnych i językowych, trochę bałaganu
spowodowanego brakiem weryfikacji materiałów (kiedy jeden z bohaterów
mówi, że było tak, a drugi, że inaczej, dobrze byłoby nie zostawiać tego
czytelnikowi do rozstrzygnięcia), ale co tam… wzruszyłem się.
Przypomniałem sobie swoje pierwsze, jakże chwiejne kroki w podziemiu,
pierwsze znajomości na drugim końcu Polski i świata, radość z otrzymania
przesyłki z niemożliwymi do zdobycia w oficjalnym obiegu nagraniami.
Oto na przykład wyczytałem w fanzinie z Norwegii, że prawdziwym kultem jest debiutancki album czeskiego zespołu Master's Hammer, zatytułowany "Ritual". Od razu zapragnąłem go posłuchać – ale skąd ma zdobyć taki "Ritual" nastoletni mieszkaniec beskidzkiego miasteczka w 1991 roku? Zacząłem od tego, że w listach do braci-metalowców z którymi utrzymywałem stały kontakt (kilkadziesiąt w porywach do kilkuset osób w latach 1989 – 2001) wypytywałem: Słyszałeś może o Master's Hammer? Masz? Znasz kogoś, kto ma?
Kilka tropów okazało się fałszywych, ale w końcu, jakieś dwa, trzy
miesiące później przyszło pierwsze trafienie – z Meksyku! Kolega Alberto
Jimenez pisze, że owszem, ma. Nie oryginał, ale kopię niezłej jakości. I
że prawdą jest jakoby "Ritual" posyłał niewiernych na kolana, więc
jeśli chcę, to on z najdzikszą przyjemnością mi to nagra. W zamian
poprosi o udostępnienie demówek Vadera i Imperatora, a może koncertówki
Kata. Te rzeczy przyjaciele z zagranicy brali najchętniej, ale równie
dobrze mógł na mojej liście znaleźć interesujący go longplay formacji z
Kolumbii, tak po prawdzie to już nie pamiętam. W każdym razie wtedy
wiedziałem co robić. Kupiłem w Pewexie dziewięćdziesiątkę uznanej
japońskiej firmy, nagrałem co sobie Meksykanin życzył, po czym… malutkim
śrubokrętem rozkręciłem kasetę i ostrożnie, żeby niczego nie uszkodzić,
wyciągnąłem taśmę, nawiniętą na jeden z tych dwóch wałeczków. Cienkim
drucikiem (z izolacją, by nie zniszczyć taśmy!) połączyłem wałeczki,
żeby się nie rozjeżdżały i całość wpakowałem w sporządzone własnoręcznie
tekturowe etui, które szczelnie owinąłem taśmą klejącą. Taki pakunek, o
grubości poniżej centymetra, wpakowałem do koperty razem z listem do
kolegi, dorzuciłem garść flyersów (kserowanych ulotek reklamujących
fanziny, zespoły, festiwale metalowe), które nie tylko informowały o tym
i owym, ale dodatkowo chroniły cenny ładunek - i zaniosłem rzecz na
pocztę.
Minęły kolejne dwa miesiące. A jeśli nie miałem szczęścia, bo poczta
zabałaganiła lub Alberto miał za dużo innych zajęć, to może nawet i
cztery. Wreszcie jest! Długo wyczekiwana przesyłka z Meksyku! Odbieram
ją z poczty, która mieści się tuż obok ogólniaka, na długiej przerwie.
Czytam list, oglądam flyersy i jak na szpilkach siedzę na pozostałych
lekcjach, bo już wiem, że przyszedł mój upragniony "Ritual", już za
chwilę będę mógł go posłuchać! Biegnę do domu, siadam za biurkiem i…
taśma, wałeczki, kaseta, śrubokręt… Delikatnie, precyzyjnie, z trudem
opanowując drżące z ekscytacji dłonie, składam wszystko do kupy. W końcu
jest! Kaseta z debiutem Czechów z piekła rodem! Kręci się w moim
magnetofonie!!!
Dziwne to były czasy. Nie lepsze niż teraz - staram się nie dać zaślepić
nostalgii i tęsknocie za smarkatą beztroską. Ale ten underground, ten
nasz oddolny ruch, był czymś naprawdę wyjątkowym. Koledzy punkowcy
zarzucali nam co prawda bezideowość, bo oni robili mniej więcej to samo,
tyle że mieli programy polityczne i długie listy postulatów, a my
rzekomo wyłącznie ucieczkę w muzykę i jej bajkowo-horrorową otoczkę.
Czas jednak pokazał, że nie mieli racji, nie do końca... Nauczyliśmy się
bowiem nie tylko tekstów Kata na pamięć, ale i tego, jak się
organizować, jak wydawać gazetkę, zrobić koncert, albo i duży festiwal.
Nauczyliśmy się współpracy – w zespołach, ale i w znacznie większych,
choć nieformalnych strukturach. Szlifowaliśmy język angielski.
Zdobywaliśmy przyjaciół, w kraju i na świecie. Do dzisiaj nie ma
właściwie większego miasta w Polsce, w którym nie znałbym jakiegoś
załoganta ze starych, heroicznych, undergroundowych czasów. I choć od 20
lat się nie kontaktowaliśmy, wiem że w razie potrzeby u każdego z nich
mógłbym liczyć na kąt do spania, coś na ząb i coś mocniejszego do
popicia - tak silne to były więzy.
Jakiś złośliwiec na jednym z metalowych forów skomentował, że całą tę naszą blisko dwudziestominutową pogawędkę dałoby się streścić w słowach:
- Dzień dobry panowie, czy to prawda, że jesteście fajni?
- Tak, to prawda, jesteśmy fajni.
Czy próbuję tłumaczyć się z wizyty w studiu "Dzień Dobry TVN"? Czy żałuję? Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo wdzięczny Marcinowi za ten temat i zaproszenie nas wszystkich. I chętnie pójdę jeszcze raz. Ja wam zawsze, wszystko wyśpiewam ;-)
Bo jeśli jakiś zagorzały fan metalu spodziewał się, że na kanapie TVN-u wyjawimy skrywane dotąd tajemnice, że przedstawimy sensacyjne anegdoty lub prawdy objawione, których świat nie widział, to proponuję zejść na ziemię. Jeśli dorosły facet liczy na to, że goszczący w takim programie muzyk udzieli mu odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania ludzkości, przeprowadzi dowód na istnienie (bądź nie) Boga, podyktuje przepis na dietę-cud, po czym ostatecznie rozstrzygnie kwestię odnawialnych źródeł energii, to powinien się o siebie martwić.
Nie poszliśmy tam nawracać nawróconych. Nie poszliśmy nawet po to, by oznajmić milionom mniej lub bardziej przypadkowych widzów, że jesteśmy fajni. Choć oczywiście jesteśmy – najfajniejsi.
My tam poszliśmy po to, żeby powiedzieć, że w ogóle jesteśmy.
Dobrze pamiętam, co było nawozem, na którym polski metalowy underground przełomu lat 80. i 90. urósł tak potężny, że od lat nie daje się wyplewić przelotnym muzycznym modom, czy medialnej niełasce. Dzięki czemu zaowocował tak świetnymi zespołami i pięknymi, międzynarodowymi karierami Vadera, Behemotha, czy Decapitated. Doskonale to pamiętam, ale "Jaskinia hałasu" potwierdza. Otóż do fenomenalnego wręcz rozwoju polskiej sceny i subkultury metalowej w tamtym czasie przyczyniły się audycje radiowe - w Programie Trzecim i Drugim Polskiego Radia, prowadzone przez takich wojów ekstremalnego podziemia jak Wojciech Mann, Marek Gaszyński czy Roman Rogowiecki – oraz artykuły w harcerskim tygodniku "Na przełaj". Bo owszem, w 1991 roku potrafiłem już namierzyć płytę czeskich blackmetalowców w Meksyku, ale dwa, trzy lata wcześniej nie wiedziałem jeszcze, że coś takiego jak underground w ogóle istnieje, że gdzieś tam są setki, tysiące młodych ludzi, którzy mają takie same potrzeby i zainteresowania jak ja.
Świat się bardzo zmienił. Powiedzieć, że komunikacja dzisiaj jest łatwiejsza, to nic nie powiedzieć. Czasy "Na przełaj" od epoki "Dzień Dobry TVN" dzieli cały kosmos. Dzisiaj cała dyskografia Master's Hammer jest w zasięgu jednego kliknięcia, wystarczy chcieć ją znaleźć i wiedzieć, czego się szuka. No właśnie – trzeba to wiedzieć.
Jestem pewien, że Nergala w "Pytaniu na śniadanie" (no, jego to właściwie wszędzie), Titusa w "Bitwie na głosy" i nas w "Dzień Dobry TVN" oglądają nie tylko życzliwie znudzeni znajomi, ale i młodzi ludzie, którzy nie tylko o nas, ale i o ekstremalnym metalu nigdy nie słyszeli. Może w ogóle nie interesują się muzyką, bo znają tylko taką z samochodowego radia wuja, albo z pobliskiej dyskoteki, więc doszli do jedynie słusznego wniosku, że to nie dla nich. Ale może będą chcieli się dowiedzieć, co tak naprawdę robią i o czym mówią ci dziwni i niespodziewani - zważywszy na charakter programu i porę - goście? Może przejmą pałeczkę w sztafecie pokoleń…
Trzeba siać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz