3 sty 2023

Bolesław Sąsiadek 1923 - 2009

 



















Sąsiadek Bolesław syn legionisty wojskowego urodzony 08.11.1923r. w Załoźcach
woj. Tarnopolskie.
Do 1934 roku mieszkałem wraz z rodziną w Załoźcach i tam też chodziłem do szkoły.
W 1934r. Ojciec mój jako legionista nabył ziemię (20h. ziemi i 3 h. łąki ) w miejscowości Howiłów Wielki powiat Trembowla od dziedzica, który nie płacił podatków.
Ziemia ta była do kupienia tylko dla legionistów i rdzennych Polaków.
Okolice te w większości zamieszkiwali Ukraińcy.
Było to czyste pole, gdzie zamieszkało nas 17 rodzin Polaków.
Aby nadać nazwę naszej kolonii zwróciliśmy się do Marszałka Polski Rydza Śmigłego o wyrażenie zgody, żeby ją nazwać Kolonia Śmigłówka, na co Marszałek pisemnie wyraził zgodę.
Tam też pobudowaliśmy się, zakupiliśmy sprzęt rolniczy i zwierzęta
(najbliższymi Koloniami Polskimi były: Kolonia Witosówka i Kolonia Józefówka.)
Ziemia była bardzo urodzajna. (tzw. czarnoziem)
W pracach polowych pomagali nam miejscowi Ukraińcy, którym płacono w złotówkach.
Byliśmy bardzo szczęśliwi i zadowoleni z tych okolic.
Koło naszego pola przebiegała linia kolejowa Tarnopol – Trembowla – Chorostków i kierunek Zaleszczyki.
10 września 1939 roku lotnictwo niemieckie bombardowało wyżej wymienioną linię kolejową, na szczęście bezskutecznie.
15 września 1939 roku 15 samolotów polskich leciało nad torami kolejowymi w kierunku granicy rumuńskiej.
17 września 1939 roku około godziny 8 rano leciała następna eskadra polskich samolotów i w tym momencie nadjechały radzieckie czołgi oraz piechota i zaczęli strzelać do polskich samolotów, ale na szczęście żaden nie został trafiony.
Na widok radzieckich oficerów i żołnierzy byliśmy bardzo zastraszeni, gdyż nazwano nas
„ polskimi burżujami ,,
Po miesiącu czasu nacjonaliści ukraińscy (nie mogąc pogodzić się z faktem, że my te ziemię zakupiliśmy a nie oni ) nasłali na nas NKWD, z powodu domniemanego powstania przeciw nowej władzy radzieckiej.
Pod koniec października przyjechało 5 oficerów i 20 żołnierzy z bronią oraz zgrają Ukraińców i na rozkaz oficerów zaczęli nas rabować.
Zabrali, konie krowy i inny inwentarz.
Dochodziło do tego, że Ukraińcy zaczęli się bić między sobą, bo każdy chciał jak najwięcej zrabować.
Po 3 dniach powrócili ponownie z oficerami i żołnierzami zabierając 4 stogi zboża nie wymłóconego, 8 furmanek siana, około 10 ton ziemniaków i 5 ton buraków.
Jako dziecko musiałem chodzić do polskich rodzin 3 km, żeby kupić mleko i chleb dla rodziny.
Tak żyliśmy do 09 lutego 1940 roku.
10 lutego 1940 roku około godziny 4 rano w nasze drzwi zaczęli bić kolbami i kopać radzieccy żołnierze żebyśmy je otworzyli.
Po otwarciu drzwi przez Ojca, weszli oni z bronią w ręku skierowaną lufami w nas krzycząc na nas, że jesteśmy wrogami ,,Sawietskowo Sajuza".
Dali nam 20 minut żeby się ubrać i to co każdy z nas może wziąć w ręce.
Zdążyliśmy zabrać tylko pościel, koce, część ubrań i obuwia oraz trochę żywności .
Reszta naszego dobytku pozostała w domu.
Kiedy wyszliśmy z domu już były podstawione dla nas, przez Ukraińców sanie z końmi i pod silną eskortą oficerów i żołnierzy radzieckich jechaliśmy do stacji kolejowej Dereniówka oddalonej od miejsca zamieszkania o 5 km.
Tam załadowano nas do zakratowanych drutem kolczastym bydlęcych wagonów po 6 rodzin na wagon.
W międzyczasie dowieziono do naszego transportu kolonistów z Kolonii Witosówka i Kolonii Józefówka .
Po dwóch dniach cały transport wyruszył pod silną eskortą oficerów i żołnierzy radzieckich do stacji Husiatyń.
Tu przeładowano nas do większych radzieckich wagonów bydlęcych również okratowanych drutem kolczastym.
W każdym wagonie było 8 pryczy po jednej dla każdej rodziny.
Drzwi wagonów cały czas były zamknięte, swoje potrzeby fizjologiczne załatwialiśmy przez dziurę zrobioną na środku wagonu wielkości wiadra.
Dziura ta nie była niczym przykryta a mróz na zewnątrz dochodził do minus 40 stopni.
Do ogrzewania wagonu mieliśmy piecyk tzw. kozę.
Z powodu braku opału korzystaliśmy z niej bardzo rzadko i jechaliśmy zmarznięci.
Bardzo często brakowało nam wody, a jak już ją mieliśmy to z powodu niskich temperatur zamarzała.
Braliśmy ją z hydrantu kolejowego.
Gdy chciało się nam pić to musieliśmy skrobać lód z wiader lub żeliwnych krat okien.
Co drugi dzień dostawaliśmy na rodzinę jeden bochenek chleba i wiadro ciepłej herbaty.
Tak też jechaliśmy około trzech tygodni.
Podczas podróży co trzeci dzień zatrzymywał się nasz transport przed stacją kolejową i żołnierze radzieccy pytali czy ktoś zmarł, w przypadku czyjegoś zgonu trupa kazali pozostawić koło drzwi, po czym brali go za ręce, nogi i wyrzucali za tory kolejowe.
Tak też się stało z jedną babcią, która podróżowała z nami i w takich warunkach dojechaliśmy do stacji Muraszi Komi ASSR niedaleko Archangielska.
W tej miejscowości nas wyładowano, a oficer NKWD powiedział nam, że tu będzie nasza Polska, po czym przesiedlono nas na samochody ciężarowe gaziki po 30 – 40 osób i na stojąco wieźli około 130 km. Do miejscowości Objaczewo.
Część ludzi starszych szła pieszo około 40 km. do baraków gdzie zamieszkali i pracowali przy wyrębie lasów.
Natomiast rodziny, które miały małe dzieci pracowały w kołchozach aż do roztopów śniegu.
W miesiącu maju wszystkie rodziny wraz z dziećmi zostały odtransportowane do różnych miejscowości ,do leśnych baraków oddalonych od siebie o około 50 km.
Nasza rodzina została przetransportowana do miejscowości Niżnyj Kałapur, a po roku do Wyżnego Kałapura nad rzeką Łuzą.
Tam pracowałem przy wyrębie lasów, oznakowaniu drewna i spławiania jego rzeką 115 km. do tartaku Kotłaz .
Jeżeli wykonaliśmy normę to dostawaliśmy 400 gramów chleba.
Natomiast dzieci i chorzy otrzymywali w tym czasie po 200 gramów chleba.
Na nasze wyżywienie składały się słone ryby z makaronem.
Racje żywnościowe były bardzo małe dlatego też byliśmy ciągle głodni.
Gdy chcieliśmy pić to zmuszeni byliśmy jeść śnieg.
Nasze warunki mieszkaniowe były wręcz tragiczne, bardzo dokuczało nam robactwo, które nawet w nocy nie pozwoliło na spokojny sen.
W lipcu 1942 roku zmarł z wycieńczenia organizmu mój najmłodszy brat Albert, który miał 3 lata .
W grudniu 1942 roku nasza brygada licząca 40 osób dostała – kurzej ślepoty.
Gdy szliśmy do pracy i wracaliśmy z niej zawsze trzymaliśmy się jeden drugiego, a na początku szedł zawsze ten który trochę widział.
Tak chodziliśmy od 10 do 15 km.
Z rozkazu komendanta NKWD kapitana Koli Bielajewa została wezwana felczer, która zobowiązana była sprowadzić wątrobę świńską lub cielęcą (dokładnie nie pamiętam ).
Każdy z nas dostawał po 25 dkg. tej wątroby, którą musieliśmy gotować w garnku i jednocześnie będąc przykrytym nachylać się nad nią by opary były wchłaniane przez oczy .
Parówki takie stosowaliśmy przez 6 dni, dzięki którym odzyskaliśmy ponownie wzrok, za co Panu Bogu gorąco dziękowaliśmy.
Z powodu głodu zimą łapaliśmy w siatki ptaki wielkości szpaków, które po wypatroszeniu
gotowaliśmy i jedliśmy.
Natomiast latem kiedy mieliśmy wolny dzień zbieraliśmy grzyby tzw. białe rydze, które soliliśmy warstwami i przechowywaliśmy do zimy.

W 1942 roku generał Anders wraz z wojskiem opuścił ZSRR i udał się do Iranu.
W tym okresie wyszła amnestia tak, że wszyscy Polacy mogli opuścić leśne tereny i udać się bez zgody komendanta do innych miejscowości zamieszkałych przez ludność.
Rodzina nasza licząca 8 osób w tym pięcioro niepełnoletnich dzieci postanowiła opuścić tereny leśne.
W celu ojciec zrobił 3 sanie na które załadowaliśmy nasz cały dobytek.
Przez 3 dni i noce ciągnęliśmy te sanie 60 km. do miejscowości Obajczewo.
Tam wynajęliśmy kwaterę w której zamieszkaliśmy.
Ojciec zatrudnił się w warsztacie szewskim zaś matka z siostrą pracowały przy cięciu drewna do piekarni, ja natomiast pracowałem jako pomocnik traktorzysty w drogowym oddziale.
W miejscowości Objaczewo zamieszkało ponad 500 polskich rodzin.
W styczniu 1943 roku, kiedy trwała wojna radziecko – niemiecka władze NKWD nam wszystkim Polakom, którzy ukończyli 18 lat przyjąć obywatelstwo radzieckie na co nie wyraziliśmy zgody.
Polskie rodziny zamieszkałe w Objaczewie w międzyczasie zawiązały organizację Polski Związek na czele którego stanął Andrzej WITOS.
Zastępcą został Ludwik CHMIELEWSKI, natomiast sekretarzem mój Ojciec Józef SĄSIADEK.
Z powodu odmowy przyjęcia obywatelstwa radzieckiego NKWD aresztowało cały Zarząd, chcąc w ten sposób zmusić nas do zmiany decyzji.
Przez 3 doby Polacy, którzy tam mieszkali manifestowali przed siedzibą aresztu domagając się wypuszczenia przywódców.
Po uzgodnieniu z Zarządem, że władze NKWD wpiszą nam w dowodach radzieckich narodowość Polską to wówczas przyjmiemy obywatelstwo radzieckie.
W krótkim czasie nasi przywódcy zostali zwolnieni z aresztu, a my otrzymaliśmy dowody z wpisem Polak.
Jednocześnie nadmieniam, że moi młodsi bracia, którzy byli niepełnoletni tj. Zygmunt, Tadeusz, Alojzy i siostra Kazimiera pracowali na lotnisku Objaczewo, gdzie zbierali kamienie, wyrywali chwasty aby mogły startować i lądować samoloty tzw. kukuruźniki.
W maju 1943 roku powstał Związek Patriotów Polskich na czele którego stanęli Wanda WASILEWSKA, Alfred LAMPE, płk Zygmunt BERLING.
Po kilku dniach przewodniczącą Związku Wanda WASILEWSKA ogłosiła przez radio komunikat o wyrażeniu zgody przez rząd radziecki o utworzeniu I Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.
Jednocześnie zaapelowała o zgłaszanie się ochotników do pełnienia służby.
Po tym komunikacie wraz z koleżankami i kolegami tj. około 150 osób zgłosiliśmy się do wojskowego wojenkomatu do wcielenia nas do służby w I Dywizji.
Ponieważ nie mieliśmy żadnego transportu, na pieszo udaliśmy się 130 km. do najbliższej stacji kolejowej Muraszyj.
Tam załadowano nas po 50 osób do wagonów towarowych, dołączając jeszcze inne grupy ochotników.
Ogółem cały transport liczył około 500 osób.
Trasa nasza wiodła przez miasta Gorki i Moskwę do stacji Diwowo niedaleko Riazania gdzie zostaliśmy wyładowani.
Zobaczyliśmy maszt na którym powiewała biało-czerwona flaga, a przywitało nas czterech polskich żołnierzy w rogatywkach z dziwnym orłem bez korony nazwanym orłem piastowskim.
Po sformowaniu nas w kolumnę czwórkowa udaliśmy się w kierunku rzeki Oka i tam promem ręcznym przeprawiono nas na drugą stronę.
Po ponownym sformowaniu kolumny udaliśmy się w kierunku Sztabu Dywizji, gdzie zostaliśmy przywitani przez dowódcę I Dywizji Piechoty pułkownika Zygmunta BERLINGA i majora Włodzimierza SOKORSKIEGO tymi słowami :
Witam Was serdecznie, że Wy jako pierwsza grupa przybyliście do obozu sieleckiego
10 maja 1943 roku.
Po tym powitaniu skierowano nas na żołnierski obiad, po czym odbyła się odprawa na czele której stanął płk Zygmunt BERLING zwracając się do nas z prośbą o podawanie swojej specjalności na Komisji Lekarskiej w celu przydzielenia nas do poszczególnych jednostek.
Ja wraz z pięcioma kolegami dostaliśmy przydział do Trzeciego Pułku Piechoty, Pierwszego Batalionu, Drugiej Kompanii Strzeleckiej gdzie byłem trzecim żołnierzem formowania się naszej Kompanii.
Naszym Dowódcą został uczestnik walk o Leningrad porucznik Wacław ZALEWSKI, który wyznaczył mnie na stanowisko gońca kompanii.

Obowiązki moje polegały na tym, że codziennie o godzinie 10.00 udawałem się do Sztabu Dywizji po nowych ochotników-żołnierzy dla naszego Pułku.
W ciągu dwóch tygodni nasza kompania tzw. gwardyjska liczyła już 180 żołnierzy.
Składała się ona z 3 plutonów piechoty, 2 plutonów CKM, 2 plutonów rusznic przeciwpancernych, 2 plutonów moździerzy małokalibrowych, drużyny sanitarnej i 1 pary koni.
Moim dowódcą plutonu został chorąży KUROPATWA natomiast najbliższymi kolegami byli:
Julian WĄSICKI, Kazimierz MAKAREWICZ i jego brat Tadeusz.
Zadaniem moim było nawiązywanie kontaktu pieszego pomiędzy dowódcą Pierwszego Batalionu kpt. RADZIEWICZEM i dowódcą kompanii por. ZALEWSKIM.
Natomiast Dowódca Trzeciego Pułku został ppłk Tadeusz PIOTROWSKI.
Po umundurowaniu nas zaczęły się ćwiczenia wojskowe takie jak: musztra, salutowanie, oddawanie honorów oraz walka wręcz jednak nie broną a kijami.
Po upływie około dwóch tygodni otrzymaliśmy od rządu radzieckiego nową broń prosto z fabryki.
Część kolegów dostała karabiny 10 strzałowe tzw. SWT, natomiast ja otrzymałem nową pepeszę łukową z której byłem bardzo zadowolony.
Przypominam sobie słowa w czasie wręczania broni przez dowódcę kompanii :
- wręczam Wam broń, bijcie wroga.
Słowa te utkwiły mi głęboko w pamięci, po wręczeniu broni musieliśmy ja bardzo dokładnie wyczyścić, gdyż była zakonserwowana.
W następnym dniu udaliśmy się na strzelnicę pułkowa w celu nauki strzelania, którą bardzo szybko i dobrze opanowałem.
Celowałem w 7,8,9,10. Ponieważ byłem łącznikiem dowódcy kompanii i dobrze strzelałem dowódca wiedział, że będę go dobrze bronił.
Co drugi dzień mieliśmy zajęcia z oficerem wychowawczo-politycznym por. Władysławem NIEMCEM nazwanym przez nas ;świętym:, który prowadził zajęcia na tematy sytuacji na froncie i w kraju dowiadując się, że działają tam silne oddziały partyzanckie Armii Krajowej, Armii Ludowej i Batalionów Chłopskich.
Dnia 15 lipca 1943 roku nasza Dywizja złożyła przysięgę na święty krzyż, który trzymał kapelan Pułkowy Jakub KUBSZ oraz sztandar dywizyjny z hasłem „ Za naszą i Waszą wolność”.
Przysięgę odbierali Dowódca Dywizji gen. Zygmunt BERLING i z-ca d.s. politycznych ppłk Włodzimierz SOKORSKI oraz delegacja Związku Patriotów Polskich na czele z Wandą WAŚILEWSKĄ.
Gośćmi honorowymi były delegacje Armii Radzieckiej, USA, oraz Wielkiej Brytanii.
Po przysiędze odbyła się defilada i nasz Trzeci Pułk Piechoty w ocenie Dowództwa zajął pierwsze miejsce.
Po przysiędze i zakończeniu uroczystości odetchnęliśmy z ulgą i wówczas to poczuliśmy się już prawdziwymi żołnierzami.
01 września 1943 roku Dywizja nasza została załadowana do transportu kolejowego na stacji Diwowo skąd wyruszyliśmy na front.
Nie wiedzieliśmy na jakim odcinku frontu przyjdzie nam walczyć.
Po dwóch godzinach jazdy zorientowaliśmy się, że jedziemy w kierunku Białorusi.
W trakcie dalszych dni podróży z przerwami spowodowanymi lotami niemieckich samolotów obserwacyjnych tzw. „rama’’ dojechaliśmy na czwarty dzień do stacji Jarcewo, gdzie zostaliśmy wyładowani udając się 4 km. do pobliskiego lasu na odpoczynek.
Od następnego dnia Dywizja nasza miała tygodniowe zajęcia w czasie których ponownie nasz przeszkolono pod obstrzałem naszej artylerii i moździerzy których pociski przelatywały nad naszymi głowami i wybuchały 2 km. przed nami.
Ćwiczenia te pozwoliły nam oswoić się z wybuchami poszczególnych pocisków.
Przypominam sobie jeden wypadek, że załoga moździerza 120 mm. której pocisk nie doleciał
do celu i spadł miedzy kompanię Pierwszego Pułku zabijając sześciu i raniąc pięciu żołnierzy.
Przeżyliśmy to bardzo boleśnie.
Po zakończeniu dwutygodniowych ćwiczeń wyruszyliśmy w kierunku szosy smoleńsko – warszawskiej, maszerując przeważnie nocą po 30 – 40 km.
Marszowi towarzyszył przeważnie silny deszcz i dlatego też w ciągu dnia kryjąc się w różnych zaroślach i wąwozach spożywaliśmy posiłki, suszyliśmy przemoknięte mundury doprowadzając się do porządku.

W tym samym czasie czyściliśmy broń i ucinaliśmy sobie krótkie drzemki.
W czasie postoju część kolegów pełniła wartę, mieliśmy również przygotowanie ogniska bojowego do odparcia ognia w czasie nalotu wroga – ckm., rkm. i rusznice ppanc.
W czasie marszu na linię frontu napotykaliśmy spalone spalone całe wsie i miasta przez uciekających żołnierzy niemieckich.
Natomiast ocalała ludność mieszkała w wykopanych ziemiankach przykrytych gałęziami i chrustem.
Widok ten był dla nas wielkim szokiem i przeżyciem.
Jednocześnie nie chcieliśmy aby ten sam los spotkał nasze miasta i wsie.
W związku z przemęczeniem i brakiem snu a szliśmy kolumną czwórkową zdarzały się przypadki, że żołnierze zasypiali w czasie marszu.
Najbardziej poszkodowanymi byli koledzy pierwszy i czwarty którym często zdarzało się, że nachodzili na innych kolegów a niektórzy z nich, wręcz wpadali do rowu.
W czasie kiedy wchodziliśmy do Smoleńska zobaczyliśmy, że całe miasto zostało spalone i zbombardowane.
Ocalała tylko cerkiew i szkoła.
Kiedy znaleźliśmy się na przeprawie rzecznej nadleciały niemieckie samoloty, które wystrzeliwały rakiety oświetlające i zrzucały bomby na naszą przeprawę.
W wyniku nalotu sześciu kolegów zostało zabitych, ośmiu rannych.
Ulokowaliśmy ich w cerkwi gdzie znajdował się punkt sanitarny.
Przeprawa została częściowo uszkodzona.
Był to drugi nasz przypadek kiedy nasi koledzy zostali zabici i ranni co było dla nas bardzo bolesnym przeżyciem.
Po dwóch tygodniach naszego marszu pułk zatrzymał się w dużym wąwozie tj. 5 km. od Lenino
Nad ranem nasz kapelan mjr Jakub KUBSZ odprawił mszę świętą i udzielił nam komunii świętej.
Krzyżem pobłogosławił życząc nam zwycięstwa .
11 października 1943 roku w nocy 1 i 2 pułk piechoty zmienił sowiecką dywizję w rejonie Lenino na odcinku 2 km.w celu sforsowania bagnistej rzeki Mierei i zdobycia wsi Trigubowo i Połzuchy.
Natomiast nasz 3 pułk był w odwodzie.
Nad ranem 12 października 1943r. Nasza artyleria, moździerze i słynne katiusze otworzyły ogień, który trwał około 20 minut.
W tym czasie I batalion I pułku rozpoczął walkę rozpoznawczą w wyniku czego poniósł dotkliwe straty od ognia nieprzyjaciela dobrze przygotowanego na taką sytuację.
Widząc co się dzieję gen. Berling ze stanowiska obserwacyjnego wydał rozkaz do natarcia 1 i 2 pułku w całości.
Oba pułki sforsowały bagnistą rzekę Miereję i rozpoczęły natarcie w kierunku wroga.
Po ciężkich walkach i bojach zdobyli szturmem wyznaczony naszym żołnierzom rejon – wieś Połzuchy i Trigubowo.
W czasie walk wzięliśmy do niewoli około 60 jeńców.
W czasie walk nadleciały eskadry niemieckich samolotów liczących po 15 do 20 tzw. „sztukasów”, które zaczęły zrzucać bomby i granaty.
W wyniku czego ponieśliśmy bardzo duże straty.
Pragnąłbym nadmienić, że w czasie natarcia mieli nas wspomagać żołnierze armii sowieckiej na swoim odcinku, niestety nie wsparli i nie pomogli nam w czasie walk.
W dniu pierwszego dnia walk Niemcy atakowali nas z powietrza około 20 razy.
W tym okresie udało się Niemcom odbić wieś Trigubowo.
Około godziny 18.00 z rozkazu Dowódcy Dywizji został wprowadzony do walki nasz 3 pułk piechoty w celu ponownego zdobycia wsi Trigubowo co nam się udało.
W nocy z 12 na 13 października 1943 roku nasz pułk czterokrotnie odpierał natarcie wroga.
Natomiast 13 października udało się nam wspólnie z 2 pułkiem piechoty i resztkami 1 pułku utrzymać zdobyte wsie i zdobyć trzecią linię okopów nieprzyjaciela po czym okopaliśmy się i przez cały dzień odpieraliśmy ataki wroga.
W celu psychicznego nas złamania Niemcy w czasie nalotów zrzucali podziurawione beczki i 2 metrowe szyny, które wydawały przeraźliwy dźwięk i gwizd.
Czołgi nasze nie mogły nas wesprzeć gdyż utonęły w bagnistej rzece Mierei, natomiast cztery, które przedostały się na nasz odcinek zostały zbombardowane i spalone.
W czasie bombardowań przez niemieckie samoloty nie mieliśmy żadnego wsparcia ze strony lotnictwa sowieckiego.
W wyniku czego ponieśliśmy ciężkie straty, około 800 zabitych i 500 rannych.
14 października 1943 roku zostaliśmy zluzowani przez żołnierzy armii sowieckiej.
Nasz pułk skierowany został na odpoczynek na tyły frontu tj. około 15 kilometrów – miejscowości dokładnie nie pamiętam.


Po trzech dniach odpoczynku zostałem skierowany na szkołę podoficerską do wsi Berezynka.
Mieszkaliśmy tam w ocalałych domach, w których odbywało się szkolenie oraz nauka do dalszych walk.
Warunki zakwaterowania były straszne tj. spaliśmy po 10 w kwaterach na słomie.
W związku z brakiem podstawowych warunków sanitarno-higienicznych dostaliśmy wszawicy ponadto wszelkiego innego robactwa było bardzo dużo.
W związku z powyższym nasz felczer nie mógł sobie poradzić z tymi insektami wobec czego zostaliśmy odesłani do miejscowości Janów, oddalonej o 3 kilometry.
Tam też w cegielni była łaźnia, gdzie zostaliśmy rozebrani i mogliśmy się umyć w 10 kociołkach wody.
Natomiast nasza bielizna i mundury za wyjątkiem płaszczy i butów zostały poddane prymitywnej dezynfekcji.
W czasie odwszawiania wybuchł ogień i cała nasza bielizna i umundurowanie uległy spaleniu.
Z braku powyższego umundurowania, ubrani jedynie w płaszcze, czapki i buty nasz pluton liczący 40 żołnierzy musiał przebiec 3 kilometry do naszego miejsca zakwaterowania.
Po przybyciu do kwater nie mogliśmy uczestniczyć w żadnych zajęciach, a koledzy z innych plutonów donosili nam posiłki.
Na trzeci dzień dostarczono nam brakujące umundurowanie.
Dwa tygodnie po tych przykrych wydarzeniach przyjechała prawdziwa łaźnia wojskowa oraz samochód dezynfekcyjny z czego nareszcie byliśmy bardzo zadowoleni.
Po ukończeniu szkoły podoficerskiej otrzymałem stopień kaprala zostając dowódcą drużyny.
Wiosną 1944 roku pociągiem przyjechaliśmy w rejon Żytomierza na Ukrainie, gdzie kontynuowaliśmy szkolenie do dalszych walk.
Po załadowaniu nas na stacji w Żytomierzu do transportu kolejowego udaliśmy się do upragnionej Polski przez wyzwolone już tereny by znaleźć się w Kiwiercach gdzie zostaliśmy wyładowani i zmuszeni przejść około 10 kilometrów do wsi Przybraże na Wołyniu.
Tam kontynuowaliśmy nasze szkolenie.
Miejscowa ludność bardzo przyjaźnie nas witała mając na względzie, że usuniemy z jej terenu grasujące bandy UPA które wymordowały w czasie okupacji tysiące Polaków.
Po opuszczeniu Przybraża przekroczyliśmy rzekę Bug mijając Twurzysk i Dęblin.
Wówczas rozpoczęły się pierwsze walki naszej Dywizji o zdobycie Puław następnie przyczółka warecko-magnuszewskiego i ciężkie walki za Wisłą.
Zdobyliśmy pas 6 kilometrowy o głębokości około 5 kilometrów gdzie ponieśliśmy bardzo ciężkie straty między innymi w walkach wręcz.
Po tych bojach zostaliśmy zluzowani przez żołnierzy sowieckich.
Następne walki nasz pułk brał udział w wyzwoleniu prawobrzeżnej Warszawy, Henrykowa i Jabłonnej.
Po zakończeniu walk zostaliśmy zluzowani i odesłani na odpoczynek do miejscowości Mońki i Drewnicy.
Gdzie zastały nas święta Bożego Narodzenia.
Wielkim dla nas zaskoczeniem było otrzymanie paczek świątecznych od młodzieży szkolnej z Lublina i Krasnego Stawu z życzeniami zwycięstwa nad wrogiem.
Dnia 16 stycznia 1945 roku nasz pułk doszedł do miejscowości Pogazeli i Osiecka gdzie po silnym przygotowaniu artyleryjskim i moździerzowym 120mm. rozpoczęliśmy wyzwalać naszą stolicę Warszawę od dzielnicy Mokotów i wspólnie z 2 Dywizją Piechoty, która przeszła z Pragi przez lód na Wiśle wspólnie po ciężkich bojach wyzwoliliśmy Warszawę 17 stycznia 1945 roku około godziny 16.00.
Widok zniszczonej stolicy był dla nas szokujący i bardzo boleśnie to przeżyliśmy.
W czasie wyzwalania Warszawy nasz Pułk wziął do niewoli około 200 oficerów i żołnierzy niemieckich, którzy w odruchu bezbronności krzyczeli do nas „niemcy, Hitler kaput”.
Jeńców pod eskortą odesłaliśmy na Pragę do obozu jenieckiego.
W dniu 19 stycznia 1945 roku odbyła się pierwsza defilada w naszej wyzwolonej stolicy - Warszawie w której Pułk nasz brał udział.
Dnia 20 stycznia ruszyliśmy w pościg za nieprzyjacielem dochodząc do Bydgoszczy i dalej do miejscowości Lutowo, gdzie była dawna granica polsko-niemiecka.
Miejscowa polska ludność ze łzami w oczach witała nas gorąco i serdecznie.
Nie czekając dłużej ruszyliśmy za uciekającymi Niemcami, forsując rzekę Gwdę by zdobyć Szczecinek, Nadarzyce, Świerczynę, Żabinek oraz Bobrójsk gdzie czterokrotnie dochodziło
Do walki wręcz.

Tu z pomocą przyszła nam nasza słynna kawaleria, która dotychczas nie brała żadnego udziału przechodząc swój pierwszy szlak bojowy.
W tym rejonie Niemcy zbudowali ciężkie ofortecowane bunkry i schrony betonowe z których nas ostrzeliwano w wyniku czego ponieśliśmy bardzo duże straty.
Pułk nasz zdobył Mirosławiec i rozpoczął natarcie w kierunku miejscowości Podgaje, gdzie nasi koledzy pod dowództwem ppor. Alfreda SOFKI udali się na rozpoznanie terenu.
W trakcie wykonywania zadania zostali okrążeni przez 80 narciarzy Niemieckich broniąc się do ostatniego naboju.
Niestety dostali się do niewoli, gdzie byli okrutnie przesłuchiwani.
Rozwścieczeni Niemcy widząc, że nie uzyskają żadnych informacji zaczęli bić kolbami kolegów i krępować drutem kolczastym ręce.
W tym czasie 2 z nich udało się wyrwać i uciec do pobliskiego zagajnika gdzie schronili się przed ogniem nieprzyjaciela.
Rozwścieczeni Niemcy zaczęli kłuć naszych kolegów bagnetami zmuszając by weszli do stodoły, którą oblali benzyna i podpalili.
Wszyscy zostali spaleni żywcem.
Dnia 2 lutego 1945 roku wyzwoliliśmy Podgaje i zobaczyliśmy zwęglone zwłoki naszych kolegów.
Jeden z żołnierzy napisał na kartce papieru, którą przypiął na resztkach stodoły te słowa „Zobacz i pomścij to w Berlinie”.
Od tej chwili mówiąc szczerze nie mieliśmy litości do wziętych do niewoli Niemców.
Po zdobyciu Podgajów i okolic wzięliśmy do niewoli około 500 hitlerowców w tym 45 oficerów oraz zdobywając dużo sprzętu wojskowego (dział, motocykli i samochodów wojskowych).
W czasie dalszych walk zdobyliśmy Złocieniec, Drawsko i doszliśmy do Zalewu Szczecińskiego zajmując straż nad nabrzeżem szczecińskim.
W połowie marca dowiedzieliśmy się, że nasza I Armia i ich żołnierze dotarli do Polskiego morza zdobywając po drodze cały wał pomorski.
Na początku kwietnia 1945 roku wymaszerowaliśmy do miejscowości Darnówka kierunek Odra i zatrzymał się w miejscowości Moryń .
W dniu 12 kwietnia 1945 roku doszliśmy do dużego lasu niedaleko Siekierek n/Odrą gdzie na nasze oddziały zaczęły padać pociski artyleryjskie zza rzeki.
W tym czasie, po silnym przygotowaniu artyleryjskim zaczęliśmy przygotowywać się do forsowania Odry którą przekroczyliśmy 15 kwietnia by uchwycić przyczółek na jej lewym brzegu.
Niemcy kilkakrotnie próbowali nam go odbić jednak z zerowym skutkiem.
W czasie walk z naszej 2 kompanii zostało zabitych 10 kolegów a 8 zostało rannych,
natomiast ze strony wroga zabiliśmy 30 żołnierzy, wielu raniliśmy a do niewoli wzięliśmy około 60 Niemców, których wyciągaliśmy z piwnic i strychów.
Około 11.00 ukazały się niemieckie czołgi, które zaczęły nas ostrzeliwać.
Dzięki naszej artylerii i kolegom mającym rusznice przeciwpancerne zniszczono 6 czołgów a 4 się wycofały ( 5 czołgistów wroga dostało się do niewoli ).
Dnia 17 kwietnia dowiedzieliśmy się, że wojska sowieckie okrążyły Berlin który pomimo ciężkich walk nie został zdobyty
Nasze Dowództwo I Armii Wojska Polskiego w ramach wyróżnienia skierowało moją
I Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki do zdobycia Berlina.
Załadowano nas na amerykańskie samochody „Sztudebakery”i przewieziono 3 kilometry przed Berlin.
Po silnym przygotowaniu artyleryjskim, moździerzowym i lotniczym rozpoczęliśmy natarcie zdobywając kanał Hochenzolernów by na pierwszym napotkanym domu zawiesić biało-czerwoną flagę.


Następnie nacieraliśmy zdobywając stację kolejową Tiergarten a w dalszej kolejności kanał „Landwchrneursce”.
W tym czasie rozpoczęły się ciężkie boje ponieważ Niemcy za wszelką cenę chcieli nas odeprzeć.
Były momenty, że walczyliśmy o każdy dom a nawet piętro walcząc z rzuconą do walki młodzieżą z hitlerjugend wyposażoną w pociski „panzerfaust” do niszczenia czołgów i naszej piechoty.
Po okrążeniu wzięliśmy ich do niewoli około 20, w tym jednego Ślązaka któremu poleciliśmy by przekazał pozostałym by zdjęli spodnie otrzymując od nas po 5 pasów na goły tyłek.
Po wymierzeniu tej jakże skromnej kary zaczęli oni wznosić okrzyki „Hitler kaputt”.
Chwilę później kpr Jaśiński dostał polecenie, żeby tę grupę doprowadzić do Sztabu Dywizji gdzie zostali dołączeni do jeńców niemieckich.
W czasie natarcia często dochodziło do walki wręcz jednak mieliśmy dużo szczęścia bo Niemcy nie mieli chęci jej kontynuować i natychmiast się poddawali.
W ten sposób wzięliśmy do niewoli około 300 oficerów i żołnierzy.
W dniu 2 maja 1945 roku żołnierze 3 Pułku I Dywizji w tym nasza 2 kompania weszła na sowieckie czołgi i szturmem zdobyła cały rejon wraz ze stacją kolei podziemnej „Eierggsen”.
W tym rejonie Niemcy rzucili do walki 5 czołgów które zaczęły nas ostrzeliwać jednak dzięki przytomności umysłu naszych czołgistów wrogie maszyny zostały zniszczone.
Po kilku godzinnej walce nacierając za czołgami sowieckimi około godziny 18.30 dotarliśmy pod Bramę Brandenburską i Kolumnę Zwycięstwa by ostatecznie ją zdobyć.
Dnia 3 maja około godziny 10.00 została zawieszona flaga polska i sowiecka na Kolumnie Zwycięstwa mając to przed oczami zaczęliśmy z radości się cieszyć i płakać.
W czasie walk o Bramę Brandenburską wspólnie z żołnierzami sowieckimi wzięliśmy
do niewoli około 600 jeńców których przekazaliśmy do Sztabu Armii Sowieckiej.
Ludność miejscowa widząc, że Niemcy przegrali już wojnę zaczęli krzyczeć i wywieszać białe chusty i flagi, żeby do nich nie strzelać.
My zaś byliśmy szczęśliwi, że to już koniec tej strasznej wojny.
Po ciężkich walkach i zdobyciu Berlina pułk nasz został odesłany w spokojne miejsce, gdzie byliśmy bezpieczni i mogliśmy spokojnie odpocząć.
W uznaniu zasług za zdobycie Berlina nasz 3 Pułk otrzymał od Rady Państwa najwyższe odznaczenia bojowe w tym Krzyż Grunwaldu i Krzyż Virituti Militari II klasy oraz miano 3 Berlińskiego Pułku Piechoty.
Pod koniec maja w miejscowej stacji kolejowej „Werbigigusow” zostaliśmy załadowani do transportów kolejowych by przez Odrę następnie Kostrzyń, Gomów, Ostrów Wielkopolski, Łódz, Skarżysko Kamienna, Dęblin gdzie mieliśmy kilka dni postoju.
W tym czasie dowiedziałem się, że mój brat Mieczysław który skończył Szkołę Oficerską w Riazaniu a którego nie widziałem 6 lat został skierowany do 11 Oddziału WOP w Kłodzku.
Poprosiłem Dowódcę Pułku żeby mnie tam skierował na co otrzymałem zgodę.
Po przyjeździe do Kłodzka i spotkaniu z bratem skierowano mnie do pełnienia służby na granicy czesko-polskiej w strażnicy kolejowej Międzylesie w której zostałem dowódcą grupy.
Zadaniem jej było przyjmowanie pociągów wiozących polskich oficerów i żołnierzy z Armii gen. Andersa, których radośnie witaliśmy częstując kawą i herbatą.
Następnie kierowaliśmy te składy w kierunku Warszawy.
Od 1948 roku pełniłem służbę zawodową w RKU Nysa na stanowisku kierownika kancelarii ogólnej.


Dnia 15 grudnia 1949 roku zostałem skierowany do Łodzi gdzie pełniłem służbę w Centrum Wyszkolenia Sanitarnego które przekształciło się w Wojskowe Centrum Wyszkolenia Medycznego by ostatecznie przyjąć nazwę Wojskowej Akademii Medycznej.
Stanowiska jakie w tym czasie piastowałem to : szef I kompanii felczerów, szef kursu i dowódca plutonu i dodatkowo chorążego sztandaru do 1979 roku.
Z powodu pogarszającego się stanu zdrowia w 1979 roku na wniosek Wojskowej Komisji Lekarskiej zostałem uznany za niezdolnego do dalszej służby zawodowej i zaliczony do II grupy inwalidów wojennych.
Po trzech latach otrzymałem I grupę inwalidztwa w związku z działaniami wojennymi.
Pod Lenino pełniłem funkcję łącznika dowódcy kompanii.
Po ukończeniu Szkoły Podoficerskiej jako kapral pełniłem funkcję dowódcy drużyny.
Od Dęblina do zdobycia Mirosławca awansowałem do stopnia plutonowego.
Po zdobyciu Mirosławca do forsowania Odry pełniłem funkcję zastępcy dowódcy plutonu w stopniu sierżanta.
Po sforsowaniu Odry pełniłem funkcję dowódcy plutonu
Po zdobyciu Berlina w 1945r.i powrocie do kraju pełniłem funkcję dowódcy grupy stacji kolejowej przyjmującej uchodźców skąd skierowano mnie do Łodzi do CWS gdzie zostałem awansowany do stopnia chorążego.
W 1983 roku zostałem awansowany do stopnia podporucznika w stanie spoczynku natomiast w 2001 do stopnia porucznika w stanie spoczynku.
Za udział w walkach z niemieckim okupantem oraz wzorową służbę i pracę w WP zostałem uhonorowany niżej wymienionymi o odznaczeniami i medalami :
Polskimi :
- Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski kl.V - 1969
- Za rany – 2 krotnie
- Krzyżem za bitwę pod Lenino - 1988
- Krzyżem Walecznych - 1965
- Krzyżem Zasługi –Złotym - 1963, Srebrnym - 1959, Brązowym - 1952
- Krzyżem Zesłańca Sybiru – 2004
-
W dniu 08.11.2004 roku zostałem udekorowany przez wiceprezydenta miasta Łodzi ( na podstawie dekretu Prezydenta RP Aleksandra KWAŚNIEWSKIEGO ) Krzyżem Zesłańca Sybiru.
- Medalem Virtuti Militari zasłużonym na Polu Chwały – Srebrnym-1958, brązowym -
- Medalem za zdobycie Warszawy - 1946
- Medalem za Odrę, Nysę i Bałtyk - 1946
- Medalem za udział w walkach o Berlin - 1967
- Medalem Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny – złoty - 1968, srebrny - 1955, brązowy - 1951
- Medalem Za Zasługi dla Obronności Kraju – srebrny - 1978, brązowy – 1968
- Medalem 10 lecia Polski Ludowej – 1955
- Medalem 40 lecia Polski Ludowej – 1984
- Medalem za długoletnie pożycie małżeńskie – 1997
- Medalem za zwycięstwo nad cukrzycą – 2001
- Medalem pamiątkowym „Czyn Frontowy 1 i 2 Armii WP 1943-1945” - 2008
Zagranicznymi :
- Medalem za wyzwolenie Warszawy – 1947 ( radziecki )
- Medalem za zdobycie Berlina – 1947 ( radziecki )
- Medalem za zwycięstwo na Niemcami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945
– 1947 ( radziecki )
- Medalem 50 lecia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945 – 1995 ( radziecki )
- Medalem 60 lecia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941 – 1945 – 2005 ( radziecki )
Odznakami :
- Odznaką Kościuszkowską - 1948
- Odznaką Grunwaldzką – 1947, 1957
- Złotą Odznaką Honorową Związku Inwalidów Wojennych RP - 2002
- Odznaką Honorową Sybiraka - 2003
- Honorową odznaką miasta Łodzi - 1972
- Honorową Odznaką Województwa Łódzkiego
- Odznaką Zasłużony działacz LOK – 1989
- Odznaką Przyjaciela Dziecka – 1971
- Odznaka pamiątkowa „Krzyż LWP” – 2007

Po zakończeniu służby wojskowej pracowałem społecznie w :
- Wojewódzkim Związku Inwalidów Wojennych (komisja socjalno-bytowa)
- Kole ZBOWiD nr 2 Łódź Polesie – komisja socjalno-bytowa, chorąży sztandaru
W tym czasie założyłem koło Kościuszkowców przy Zarządzie Wojewódzkim ZBOWiD gdzie pełniłem funkcję sekretarza Koła.
W dniu 07.05.1968 roku uczestniczyłem w spotkaniu Kościuszkowców w Wesołej
w I Praskim Pułku Zmechanizowanym z okazji XXV rocznicy bitwy pod Lenino z udziałem Dowódcy I Dywizji im. Tadeusza KOŚCIUSZKI Gen. Zygmuntem Berlingiem oraz Marszałkiem Polski Michałem Rolą ŻYMIERSKIM.
W czasie walk z niemieckim okupantem byłem dwukrotnie ranny i raz ciężko kontuzjowany czego skutki odczuwam do dnia dzisiejszego ( amputacja prawej kończyny dolnej 2006 r., lewej kończyny dolnej 2009 r.), powodującej pogarszający się obecnie stan mojego zdrowia.
Warszawa 12.01.2009 Bolesław SĄSIADEK
por. w st. sp.


W dniu 18.01.2009 r. przeżywszy 85 lat po ciężkiej chorobie spowodowanej m.in. niewydolnością krążeniową w obecności księdza po ostatnim namaszczeniu wraz z synem Tadeuszem, synową Gabrielą wnuczkami Magdą i Michałem oraz synową Anną z wnukiem Łukaszem wraz ze Swoimi Wychowankami – Ciemiorkami
w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów zasnął na wieki.














































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz