Tekst zaczerpnięty z bloga Gibon's World
Autor: Jerzy Gątarz
Strasznie nieprzyjemna pogoda się za oknami zrobiła, ludzie coraz
bardziej szczęśliwi, bo dni do urlopu odliczają, młodzież popija w
okolicznym parku, świętując koniec roku szkolnego, czyli 10 miesięcy
ciężkiej i wytężonej pracy w większości do niczego nieprowadzącej, a
zniesmaczony tym człowiek w domu się zamyka i telewizor otwiera. A tam
festiwal z Opola nadawali, ten co wizytówkę rodzimej rozrywki w
poprzednim systemie stanowił, a dziś, mimo że park jurajski przypomina,
to wciąż jest oglądany i w internetach komentowany i to nawet przez
takich co skorzystali z łaski późnego urodzenia, tamtych czasów nie
doświadczywszy.
Marne te gusta ludzie mają – pomyślał autor, delektując się swoją
cywilizacyjną wyższością, po czym przełączył na „Nie lubię
poniedziałku”, co to niby dla bardziej wyrafinowanych jest przeznaczony.
A potem uświadomił sobie, że my wszyscy trochę niewolnikami poprzedniej
epoki jesteśmy i to mimo, że tak wielu źle o tych czasach publicznie
się wyraża. W totalnej krytyce Bracia i Siostry z prawicy się
wyróżniają, bo dla większości z nich opozycja wobec PRL stanowi element
tworzący ideową identyfikację. A ponieważ ów kościół jest piszącemu
najbliższym, wszak postępu i rewolucji nie trawi, to smutek serce
wypełnia, że tak wielkie pomieszanie tam panuje, a kapłani rewolucyjne
obrzędy odprawiają. Mając to na uwadze, grafoman postanowił zadedykować
swemu potencjalnemu kościołowi kilka uwag banalnych, ale jak widać, nie
zawsze łatwo przyswajalnych
1. PRL był jakąś tam formą państwa polskiego, z bardzo ograniczoną
suwerennością, a w pierwszej fazie swego istnienia prawie jej
pozbawioną. Oczywiście pole manewru polskich komunistów zależało od
okoliczności, ale nie jest prawdą, że zawsze wszystko z Moskwy było
sterowane. Polska nie była najbardziej „niezależnym” od Wielkiego Brata
państwem bloku, bo palmę pierwszeństwa Rumunia Ceasescu dzierżyła, ale
chyba niewielu współczesnych chciałoby zamiany dokonać. No i najbardziej
autonomicznym wobec Moskwy był ten co najbardziej komunistyczny czyli
Gomułka i niewykluczone, że za to swoim stanowiskiem w końcu zapłacił. A
jego następca, taki europejski i modernistyczny, już dużo bardziej
spolegliwym pozostawał. Czyli nie Generalne Gubernatorstwo i nie zawsze
bywało tak samo.
2. XIX-wieczna rodzima „myśl prawicowa” na piedestał wyniosła
konieczność walki o podtrzymanie substancji narodowej, walki nie mieczem
a działaniami politycznymi, tak by doczekać odwrócenia niesprzyjającej
koniunktury politycznej. Ponad 100 lat czekali, zazwyczaj z gorącymi
insurekcyjnymi głowami przegrywali, ale czasami nawet jakieś małe, choć
krótkotrwałe sukcesy odnosili, jak ten książę Drucki-Lubecki co za
industrializację Królestwa się zabrał. Jak to się ma do czasów nam
bliższych? Ano tak, że ponad 4o lat Polski Ludowej do realizacji tego
celu się całkiem nadawało, a poczucie świadomości narodowej nie tylko
nie zmalało, ale nawet wzrosło, niekoniecznie zgodnie z wolą rządzących,
choć i tu różnie bywało. Czyli było źle, ale naród jakoś trwał i
czasami się rozwijał.
3. Nie było to wcale tak, że główna niekomunistyczna siła narodu, czyli
Kościół Prymasa Wyszyńskiego była tak strasznie antypeerelowska.
Antykomunistyczna tak, antypeerelowska juz niekoniecznie, bo jego
przywódca, posadę interrexa dzierżąc, zdawał sobie sprawę z
geopolitycznej sytuacji Polaków i wielokrotnie podkreślał, że obawia się
kolejnego rozbioru. Do tego drodzy przyjaciele z prawicy często
zapominają, że rolą kościoła nie było i nie jest dążenie do przemian
demokratycznych oraz etycznego liberalizmu, tylko wskazywanie wiernym
drogi ku zbawieniu. Czyli kompromis i trwanie, tak wyglądała strategia
jego ówczesnego lidera, który choć kłócił się strasznie z towarzyszem
Wiesławem podczas słynnych spotkań, to znał granice, w których wszyscy
ówcześni polityczni gracze operowali.
4. Tragizm wojennych losów Polski nie polegał wcale na jakiejś wielkiej
zdradzie Zachodu, a na praktycznym uświadomieniu, że suwerenny byt
państwowy między totalitaryzmami nie miał szans na istnienie. Nasze, tak
dziś idealizowane 20-lecie było tylko chwilowym kaprysem historii, ot
błyskiem szczęścia, trafieniem 6 w geopolitycznym lotto. Tyle, że
później wszystko do normy powróciło, a jeden z dwóch głównych
beneficjentów globalnego konfliktu karty w sprawie polskiej rozdawał. I
paradoksalnie, narzucając terror, protektorat i niewydolny system
gospodarczy jednocześnie przeniósł Polskę na zachód, może cynicznie, ale
i na trwałe. W ten sposób marzenie polskiej narodowej prawicy się
wreszcie ziściło, a współczesna zdaje się tego wciąż nie dostrzegać. Bo
gdyby było tak jak chcieli Brytyjczycy to większość Wrocławia Breslauem
by było, a linia Curzona na wschodzie i tak pozostała. Czyli warto
pamiętać, że z tej wojny to nie tylko same straty, ale i jakieś pozytywy
wynikły, a i każda Polska w tych okolicznościach byłaby przez lata
geopolitycznym zakładnikiem każdej Rosji, bo bez Ziem Odzyskanych
rozwijać by się nie rozwijała.
http://polskaludowa102.blogspot.com/2012/12/ziemie-odzyskane.html
http://polskaludowa102.blogspot.com/2014/01/bez-dogmatu-nr-98.html
http://lewicanarodowawpolsce.blogspot.com/2013/04/zajecia-praktyczno-techniczne.html
http://polskaludowa102.blogspot.com/2014/01/bez-dogmatu-nr-98.html
http://lewicanarodowawpolsce.blogspot.com/2013/04/zajecia-praktyczno-techniczne.html
5. Polska komunistyczna różną bywała i wszystkiego do jednego wora
wrzucić się nie da. Trudno zaprzeczyć, że polscy komuniści bardzo się do
56 roku starali, by raj tu uczynić na modłę sowiecką, choć nigdy nie
zdecydowali się na powszechną kolektywizację czy likwidację kościoła.
Tyle, że czasy się zmieniły i od Października rozpoczął się długoletni
proces detotalizacji, czasem powodowany przez władzę, a stale
inspirowany przez nacisk oddolny, społeczeństwa które „wydrapywało”
sobie szczeliny w murze systemu. Aż w końcu przyszła dykatura wojskowych
i wraz z nią kompletna deideologizacja systemu, który u swego schyłku
żadnego komunizmu nie przypominał. I niewiele do rzeczy ma, że po 1956 r
zgładził on kilkaset osób, wielu kariery i kręgosłupy łamiąc, bo to
każdy zamordyzm potrafi, a totalitaryzm dużo bardziej ambitne zadania
sobie stawia, takie by ulepić nowego człowieka i mobilizować go
ideologicznie do budowy wyśnionej rzeczywistości. Czyli ewolucję warto
dostrzegać i pojęć nie mylić.
6. Każdy konserwatysta, w odróżnieniu od rewolucjonistów, atencję dla
przeszłości żywi i ciągłość procesu dostrzega. Naturalnie trudno by brat
z prawicy PRL afirmował, ale poza krytyką warto i o lepszych owocach
pamiętać. Szczególnie, że po tych 25 latach wolności tradycyjna rodzina
nam się rozpada, uczeń tłucze kijem swego nauczyciela, szkolnictwo
wyższe zamieniło się w przechowalnie ludzi, z których większość nigdy
wcześniej by się tam nie znalazło, a emigracja za chlebem przerosła już
dawno tę z lat 80. nad którą tak ówcześni opozycjoniści, co dziś syci i
weseli, ubolewali. Czyli krytykujmy kiedy potrzeba, ale czarnej dziury
nie drążmy, bo za chwilę i nas do niej wrzucą. No i zawsze oczadzieć
łatwo, a potem na ławce z rewolucjonistami się znaleźć, a oni prędzej
czy później swoją logikę narzucą.
Czy ktoś z Braci i Sióstr weźmie do serca te słowa? Bardzo wątpliwe,
wszak to jakaś nuda, a nic tak nie przeszkadza w oglądaniu starych
polskich seriali jak garść komunałów autorstwa przerażonego nadchodzącą
zimą człowieka. Ale pamiętajmy, że choć mrozy największe ze wschodu
przychodzą, to tak było od wieków, długo przed tym jak komunizm tam
zainstalowano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz